Wczoraj wieczorem obejrzałem bardzo interesujący program w telewizji, który mówił o chronicznym obżarstwie i otyłości. Mimo, że program był brytyjski, równie dobrze mógłbym go przełożyć na polskie warunki. Wiele by się nie zmieniło, może oprócz tego, że w Polsce osoby otyłe nie stanowią tak dużej części społeczności, jak w Wielkiej Brytanii czy w USA.
Najlepszy przykład tego, że w Polsce wiele osób zaczyna nie radzić sobie z jedzeniem jest moja koleżanka z pracy, siedząca naprzeciwko mnie. Mariola, podobnie jak ja pracuje jako inżynier ds. sprzedaży Głogów i to ją gubi. Nasz tryb pracy jest typowo siedzący – całymi dniami rozmawia się z klientami przez telefon i odpisuje na maile. Nie dzieje się nic ciekawszego.
Jedyny element ruchu, jaki Mariola wprowadza w swoją codzienną egzystencję w biurze jest pójście do łazienki lub do kuchni w celu wstawienia sobie wody na kawę. Posiłki spożywa przy swoim biurku – każdy ma zapakowany w ładne, kolorowe opakowanie, spełniające rolę talerzyka lub miseczki.
Trzeba przyznać, że Mariola je naprawdę dużo. Pewnie ze trzy razy więcej ode mnie, a ja naprawdę jem sporo. Nawet gdy na biurku Marioli nie gości żadne pudełko z drugim śniadaniem lub lunchem, na małym talerzyku na pewno leżą ciasteczka, które koleżanka pochłania jedno za drugim. Nie wiem ile ona teraz waży, ale na pewno ponad 120 kg.
Dodaj komentarz